..
Ameryka na nowo Odkryta

52 | 65200
 
 
2010-12-11
Odsłon: 1365
 

Big 10 2010 – Antisana 5752 mnpm

Czwarta co do wysokości góra Ekwadoru Antisana to kolejny cel w naszej Wielkiej Dziesiątce. Nie mamy wieści z góry ale wiemy, że przez ostatnie 3 tygodnie padał śnieg. Mamy nadzieje, że przestał a ponadto wydaje się, że tak duże opady mogę mieć swoje dobre strony. Liczymy na to, że łatwej będzie poruszać się pomiędzy szczelinami, którymi Antisana jest usiana aż po sam szczyt. W Quito fiesta z okazji 476 rocznicy założenia miasta . Na dzień przed wyjazdem nie wiemy czy dostaniemy pozwolenie na wejście na górę. By dotrzeć do stóp wullkanu trzeba przejść przez teren prywatny i jeśli chcesz się po nim poruszać potrzebujesz zgody właściciela. W czasie wielkiej fiesty nie jest to łatwe ;). W poniedziałek rano do hotelu przychodzi fax z potwierdzeniem zgody na wejście. Pakujemy się szybko i ruszamy. Antisanę możesz zdobywać w 2 lub 3 dni. My jednak ze względu na fakt, że lodowiec tak bardzo się zmienia i informacje z roku poprzedniego prawdopodobnie są już nieprzydatne decydujemy się na 3 dni. Chcemy mieć więcej czasu i nie będziemy atakować szczytu z bazy na 4700 mnpm ale planujemy rozbić jeszcze jeden obóz pod szczytem na około 5300 mnpm. Zakładamy, że takie rozwiązanie da nam dość dużo czasu na szukanie drogi pomiędzy szczelinami.
Jadąc do bazy po drodze spotykamy znajomego spod Illinizy Sur - Stalina (może to dziwne ale tak właśnie ma na imię;)). Dotknęli zaledwie lodowca, śnieg był mokry i ciężki a zagrożenie lawinowe na tyle duże, że nie podjęli walki aby na niego wejść. Spod góry z kolei przegoniło ich viento blanco. To fakt, viento blanco jest dość częstym zjawiskiem w tym rejonie ale w sierpniu. Zakładam więc, że skoro taka anomalia już się zdarzyła, statystycznie rzecz biorąc nie powtórzy się w najbliższym czasie. Stalin chciał zdobywać górę od północnej strony, mamy więc nadzieje, że droga normalna będzie bardziej dostępna. 
Docieramy samochodem do obozu bazowego na wysokość 4700 mnpm. Pada. Trochę deszczu, trochę śniegu. Rozbijamy namioty i ciekawość gna nas do góry, na lodowiec, żeby zobaczyć jakie są warunki. Nie jest dobrze. Śnieg jest mokry, wygląda jak wielkie ziarna kaszy. Dalej pada. Nie umiem oderwać wzroku od lodowca i siadam na kamieniu. Kiedy na chwile zza chmur wyłania się Antisana Sur moje nadzieje na zdobycie góry natychmiast potęgują się. Wpatruję się w górę jak zahipnotyzowana i zaklinam pogodę. Potrzebujemy tylko trochę słońca i silnego mrozu.
Kiedy zasypiam widzę nad nami czyste niebo i gwiazdy. W nocy budzę się żeby sprawdzić pogodę. Niestety pada śnieg. Jest na tyle ciepło, że natychmiast po tym jak dotyka namiotu czy ziemi topi się pozostawiając po sobie krople wody. To niestety problem Antisany. Spośród najwyższych szczytów Ekwadoru to jedna z najbardziej wysuniętych na wschód gór. To położenie powoduje, że do masywu dociera bardzo duża ilość wilgotnego powietrza z rejonu Oriente (Amazonii), co z kolei sprzyja bardzo obfitym opadom śniegu. W tym roku ta naturalna tendencja Antisany osiągnęła olbrzymie rozmiary. Oprócz ciągłych opadów śniegu temperatura jest dość wysoka co powoduje, że śnieg na lodowcu bardziej przypomina błoto śniegowe niż zwartą strukturę. Taka jest Antisana. Miejscowi mówią o niej Wielka Góra albo „tam gdzie wstaje słońce”.
Mimo wszystko rano wstajemy, pakujemy się i ruszamy do góry. Już wiemy, że tu na dole jest ciepło i po prostu źle. Jednak ruszamy do góry z nadzieją, że im wyżej tym będzie zimniej i tym bardziej warunki śniegowe będą sprzyjające. Nie są. Zapadamy się głęboko w mokrym śniegu. Przechodzimy szczelinę za szczeliną. Poruszamy się ostrożnie bo część z nich przykryta jest padającym od 3 tygodni śniegiem. Im wyżej tym gorzej. Przeszliśmy połowę drogi a warunki nie są lepsze. Jest gorzej a śnieg wciąż pada. Rozważamy czy robić namiot na 5200 ale wiemy, że nie ma takiej możliwości aby jedna noc, zakładając że będzie sprzyjająca pogoda tak bardzo zmieniła warunki na lodowcu, że wejdziemy na szczyt. Podejmujemy decyzję o zejściu. Wtedy zaczyna się coś co statystycznie nie mogło się zdarzyć a o czym jedynie słyszałam i czytałam – viento blanco. W ciągu kilku minut na lodowcu zaczyna hulać silny wiatr przenosząc ze sobą maleńkie drobinki śniegu które jak małe igiełki wbijają się w skórę pozostawiając ją natychmiast mokrą.  Zbiegamy z lodowca i jeszcze z odległości udaje nam się zobaczyć szalejące nad Antisaną viento blanco.   
Wielka, kapryśna  góra tym razem nie wpuściła nas na szczyt. Po raz pierwszy jednak w życiu z radością myślę o tym, że na nią wrócę. Jest tak piękna, że bardzo chcę zobaczyć ją jeszcze raz.
 
KOMENTARZE
 
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
ZAPISZ
 


Archiwum wpisów
 

Pn

Wt

Sr

Czw

Pt

So

Nd